217. Powrót marnotrawnej bloggerki...
No tak, minął tydzień, a po zdjęciach - ani śladu. Ale niestey czas biegnie tak szybko, że nie daję radę z realizacją wszystkich zadań
. Od wtroku do dzisiejszego ranka nie było mnie w domu, byłam w Holandii. I muszę Wam powiedzić, że Holandia po raz kolejny mnie zaskoczyła - po przylocie okazało się, że jest -6C (o 8 stopni zimniej niż w Warszawie, gdy samolot startował) i pada śnieg!!! Dla Holendrów to już niemal Syberia 
W tym samym czasie w domu odbywały się dantejskie sceny z małżem i piecem w rolach głównych
Pękło kilka zawleczek z rzędu. Węgiel był jakiś felerny. Skończyło się na wywiezieniu naszej najmłodszej do babci, wybraniu całego węgla i zasypaniu nowym, ślicznym ekogroszkiem. Póki co jest ok 
Aura zimowa u nas w całej okazałości, zasypani jesteśmy dość mocno, ale dajemy radę. Gmina odśnieża drogę, my wykopujemy sobie ścieżynkę do drzwi i jakoś leci.
Boże Narodzenie tuż tuż
ściskam Was serdecznie
Nie jestem entuzjastką zimy - ale śnieg i mróz razem dają te niesamowite widoki i poczucie rześkości. A to lubię
Ale już odśnieżone, ścieżka zrobiona - da się żyć. Nawet nam wczoraj drogę odśnieżyli, a dziś piaskiem posypali 



Wybaczcie 







Komentarze